czwartek, 31 lipca 2014

Tak sie zaczeło 2002 rok

Zaczęło się dawno temu, w roku 2002. Z własnej inicjatywy próbowałem z złomu mosiężnego i brązu odlać sprzączkę. W tym czasie nie interesowało mnie czy model jest historyczny czy nie, ważna była technika. Pierwsze próby były nieudane, wybuchały, miały masę różnych wad. Kilka razy wybuchał mi tygiel, ponieważ mosiądz gwałtownie paruje w temp około 1060 stopni, czy jakoś tak. Nigdy nie zajmowałem się pomiarem temperatur, bo przecież w średniowieczu odlewnicy też nie mieli aparatury do pomiaru. Wszystko chciałem robić na oko, tak jak w dawnych wiekach.
I zbudowałem pierwszy piec, szamot i glina, taki sam tylko trochę zmodernizowany stosuję do dzisiaj.
Tygiel na początku szamotowy, teraz stalowy wyłożony masą ogniotrwałą, ale w szamotowym też czasami coś odlewam, tylko są bardzo kruche t lubią się rozlecieć. Piec opalałem na początku tylko węglem drzewnym, dzisiaj koksem i węglem drzewnym, który jest niezastąpiony, pomimo swej ceny i szybkiego znikaniaJ
Nadmuch elektryczny, nie mam miejsca na miech i pomocnika lub ucznia, który by cały czas pufał i dmuchał.
Odlewam ze złomu, mam go trochę zapas na kilka ładnych lat. Jest to głównie mosiądz i brąz i kompletnie mi nie przeszkadza mieszanie go, z tym, że większość daję mosiądzu, bo jego mam najwięcej i chcę równomiernie go zużywać. Co do historyczności takich odlewów to mówię, że odlewam z stopów miedzi, bo tak jak w średniowieczu nikt nie kupował w Hutmenie ściśle określonego składem surowca w kąskach tak i ja dzisiaj leję, z czego popadnie.
Po pewnym czasie doskonaliłem całą technikę, ale nie chodzi o piece oporowe czy inne cuda próżniowe, tylko umiejętności. Żeby patrząc na metal wiedział, kiedy go oczyszczać, kiedy lać, jak lać, z jaką prędkością, jak przygotowywać formy, jaka wilgotność, i takie tam inne cuda. Cała nauka trwała kilka lat, i dzisiaj się jeszcze uczę, potrafię już odlewać coraz mniejsze detale, co jest dla mnie niebywałym sukcesem. Czasami się jeszcze zdarza, że mam partię gdzie 80 procent odlewów jest do ponownego przetopienia, czyli buble, a czasami to 100% dobre, wtedy skaczę jak dziecko i cieszę się jak maluch z lizaka. Cały czas traktuję to, jako naukę, pasję i w związku z tym nie mogę zapewnić 100% dostępność wszystkich moich wzorów, ale nie jest to moim celem i nie przejmuję się tym.
Metoda odlewnicza stosowana przeze mnie była dość popularna w odlewniach średniowiecznych. Chociaż znalazłem zapiski świadczące, że w taki sposób odlewano w Chinach bilon chi'en.
Metoda grawitacyjna, siła ciężkości płynnego metalu wciska go w formę, bo taką stosuję polegała na odlewaniu sprzączek i innych detali połączonych w tzw. drzewka, czyli modele były połączone kanalikami, co pozwalało na jednoczesne odlewanie kilkunastu sztuk jednorazowo. Takie formy były wykonane z różnych mas formierskich mniej trwałych lub ceramicznych, tych najwięcej zachowało się do dzisiaj. Niekiedy formy były łączone warstwowo, czyli spód jednej był zarazem wierzchem następnej, takie formy ceramiczne zostały opisane min. 
 Buckles 1250-1800 Ross Whitehead i Dress Accessories 1150-1450.
Byłem ostatnio w Raciborzu i tam w muzeum jest fragment takiej formy, wyrytej w kamieniu.
 Wyroby odlewane metodą grawitacyjną były mniej dokładne niż odlewy odśrodkowe (np. na wosk tracony). Z tego powodu wymagały dodatkowej obróbki, czyli cyzelowania, dokładność cyzelowania, które było czasami bardzo żmudne i pracochłonne zależała od przeznaczenia wyrobu i zasobności portfela klienta. Najczęściej jednak sprzączki przeznaczone do ubiorów mieszczan były obrabiane i zdobione mniej dokładnie i niejednokrotne nosiły ślady rys po pilnikach. Wyroby przeznaczone dla warstw bardziej zamożnych poddawano bardzo dokładnej obróbce cyzelskiej i stosowano przy tym różne techniki, co dokładniej opisuję w temacie zdobienie blachy i obróbka wykańczająca odlewów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz