A to seria prac z okuciami.
wtorek, 2 grudnia 2014
Powoli wracam do zdrowia
Kilka nieszczęść się na mnie zwaliło, najpierw wypadek, a teraz system się wysypał i wszystkie maile znikneły. Proszę więc wszystkich zainteresowanych o kontakt na amarantus2@o2.pl
A to seria prac z okuciami.
A to seria prac z okuciami.
piątek, 19 września 2014
Okucie do pasa sukni Houppelande
Pierwsze podejście do pasa sukni Houppelande XVI w.
W założeniu miało to być delikatne okucie,
żeby nie ciążyło a jedynie zdobiło. I tak jak w oryginale nie odlew tylko cienka
blaszka, repusowanie wzmacniająco zdobnicze i pozostałe prace cyzelskie.
Sprzączkę zaprojektowałem ponad 2 lata temu,
ale nie było czasu żeby odlać, w końcu jest. Jako źródło wziąłem tą z
"Buckles" Ross Whitehead str 7 nr 4 a okucie z Muzeum Narodowe Niemcy
1450 rok, bo obie sprzączki są bardzo podobne. Okucie jest repusowane i wielokrotnie
przepalane, repusowanie robię na mokrej skórze. Całość grawerka i cyzelowanie,
bez napisu, bo nie potrafiłem go rozszyfrować ( jak ktoś potrafi to będę
wdzięczny za info) i emaliowanego obrazka, bo nie umiem jeszcze tego
robić, ale kto wie może w przyszłości. Nie zrobiłem też filigranu widocznego na
zakończeniu pasa, ale w następnej wersji już będzie.
Pozostaje problem zamocowania, o ile na
pasie skórzanym widocznym na zdjęciu poniżej nie będzie problemu to na pasach
tkanych trzeba będzie zrobić to z głową, czyli wstawić wkładkę.
czwartek, 31 lipca 2014
Wieczorne grawerki i tłoczenie
Dwa komplety z wizerunkiem najświętszej rodziny i gwiazdy betlejemskiej. Nie wiem, czemu autor nie dodał Jezusa, chyba, że ta mała nierówność? Dywagacje z rodzaju, co chciał autor powiedzieć, ale nie powiedział.
I jeszcze tłoczenia do pasa,
Dokładnie 567 uderzeń młotkiem 4 kg to daje 0,5 dżula na jedno uderzenie, czyli 283 dżule. Założyłem prędkość 0,5m/s. Dziwnie się czuję, po prawie 25 latach wykorzystałem to co uczyłem się na lekcji fizyki.
I jeszcze tłoczenia do pasa,
Dokładnie 567 uderzeń młotkiem 4 kg to daje 0,5 dżula na jedno uderzenie, czyli 283 dżule. Założyłem prędkość 0,5m/s. Dziwnie się czuję, po prawie 25 latach wykorzystałem to co uczyłem się na lekcji fizyki.
Wiosenne
Zebrałem się po zimowej przerwie na dobre. Dwa dni sprzątania w pracowni i pierwsze prace gotowe. W bębnie polerują się nabijki, niektóre leżały ponad rok. A dzisiaj kończę nowe modele sprzączek, myślę, że na Grunwald się wyrobię.
Wyklepałem nowy wzór. To ten z gałązkami, podobny wzór tylko na bardziej ażurowej blaszce, leży sobie w gdańskim muzeum.
Na warsztat poszło kilka pasków, z ozdobionymi końcówkami. Trochę ręka bolała, trochę brak kondycji. W tle stalowe sprzączki. Niby nic, taka delikatna praca kowalska ale jednak. Stalowe zabezpieczyłem olejem palonym na powietrzu, zobaczę jak będzie się sprawować na deszczu.
Nożyk stołowy dla Ani
Nadszedł czas, aby zrobić coś dla siebie.
Pierwszy nożyk z stali węglowej, kupiony od kowala na Lądzie w 2011 roku.
Blank długi na 180 mm. gruby na około 1.3mm, drewno i mosiądz na okładziny. Piny 4mm, bo takie były otwory fabryczne. Lekko zdobione po zaklepaniu. Pochewka tłoczona na mokro szyta i to tyle. Tłoki zrobiłem wg. Knives and Scabbards, str 143
Pochwa do miecza XV wiek
Kolejna pochwa gotowa, skóra czarna zabezpieczona łojem z dodatkiem dziegieciu, trochę wania wędzeniem, ale myślę, że za jakieś 1-2 tygodnie przestanie.
Szkielet tradycyjnie z jesionu, w środku wełna jak się patrzy. Zauważyłem, że różne gatunki wełny różnie się układają, niektóre nie są kompletnie ściśliwe inne po tygodniu tracą wymiar. Jest to chyba związane z gęstością materiału.
Cały czas sie zastanawiam czy kleić skórę do drewna, czy tak jak teraz robię na wosk i lanolinę. Myślę, że niedługo będę mógł sprawdzić jak XIV w. pochwa była skonstruowana. Będę miał możliwość obejrzenia 2 sztuk pochew wykopanych u na starówce. Są bardzo zniszczone, dosyć dobrze zachowały się ślady szycia i odcisk trzewika. Sprawdzę czy w szkielecie drewnianym będą ślady wyściółki z tkaniny, choć po tak długim czasie w ziemi nie wiem czy coś z wełny czy lnu pozostanie..
Szkielet tradycyjnie z jesionu, w środku wełna jak się patrzy. Zauważyłem, że różne gatunki wełny różnie się układają, niektóre nie są kompletnie ściśliwe inne po tygodniu tracą wymiar. Jest to chyba związane z gęstością materiału.
Cały czas sie zastanawiam czy kleić skórę do drewna, czy tak jak teraz robię na wosk i lanolinę. Myślę, że niedługo będę mógł sprawdzić jak XIV w. pochwa była skonstruowana. Będę miał możliwość obejrzenia 2 sztuk pochew wykopanych u na starówce. Są bardzo zniszczone, dosyć dobrze zachowały się ślady szycia i odcisk trzewika. Sprawdzę czy w szkielecie drewnianym będą ślady wyściółki z tkaniny, choć po tak długim czasie w ziemi nie wiem czy coś z wełny czy lnu pozostanie..
W planach pochwa do noża OSS
W planach pochwa do maczety, OSS Smachette 2 WŚ.
Szkielet z cieniutkiej sklejki, obszyty czarną skórą, z szwem zewnętrznym. Mocowana skośnie do pasa na 4 nity, z zabezpieczeniem na zatrzask.
Cholera muszę ją w końcu skończyć bo mnie Igor od najgorszych wyzwie:)
Szkielet z cieniutkiej sklejki, obszyty czarną skórą, z szwem zewnętrznym. Mocowana skośnie do pasa na 4 nity, z zabezpieczeniem na zatrzask.
Cholera muszę ją w końcu skończyć bo mnie Igor od najgorszych wyzwie:)
No i udało się.
Miałem trochę problemów, pierwsza sprawa to sklejka liściasta 4 mm, nie dostałem, chociaż zamawiałem w okolicznych składach. W końcu poszła iglasta. Dalej to te diabelskie zatrzaski, nie miałem pojęcia, że jak skóra ma 2 mm to trzeba kupić na 2 mm, na początku kupiłem 4 i 6 mm, ale nie pasowało to szukałem 2 mm owych i nie znalazłem, ostatecznie wykombinowałem taką podkładkę z skory i dało radę. Ale za cholerę nie mogłem tego zacisnąć, niby jest tam przetłoczenie, ale działa tylko w teorii, ostatecznie przerobiłem zaciskacz do konektorów i nim zaprasowałem. To samo z nitami, te na 4 mm okazały się za długie i każdego musiałem przerabiać, a i przy zaciskaniu młotkiem:( trochę przebiło na wierzchu. Teraz wiem, że trzeba mieć praskę kaletniczą z osprzętem i chyba taką sobie sprawię.
Pochwa jest zrobiona raczej 100% z oryginalnymi. Tylko szyłem nićmi lnianymi, bo nie miałem innych, trwalsze by były syntetyczne.
Zdjęcia oryginałów:
Miałem trochę problemów, pierwsza sprawa to sklejka liściasta 4 mm, nie dostałem, chociaż zamawiałem w okolicznych składach. W końcu poszła iglasta. Dalej to te diabelskie zatrzaski, nie miałem pojęcia, że jak skóra ma 2 mm to trzeba kupić na 2 mm, na początku kupiłem 4 i 6 mm, ale nie pasowało to szukałem 2 mm owych i nie znalazłem, ostatecznie wykombinowałem taką podkładkę z skory i dało radę. Ale za cholerę nie mogłem tego zacisnąć, niby jest tam przetłoczenie, ale działa tylko w teorii, ostatecznie przerobiłem zaciskacz do konektorów i nim zaprasowałem. To samo z nitami, te na 4 mm okazały się za długie i każdego musiałem przerabiać, a i przy zaciskaniu młotkiem:( trochę przebiło na wierzchu. Teraz wiem, że trzeba mieć praskę kaletniczą z osprzętem i chyba taką sobie sprawię.
Pochwa jest zrobiona raczej 100% z oryginalnymi. Tylko szyłem nićmi lnianymi, bo nie miałem innych, trwalsze by były syntetyczne.
Zdjęcia oryginałów:
I to co mi wyszło:
Tuning kuchennego noża Gerlach
Pierwszy raz chciałem spróbować trawienia na nierdzewce. Miałem starego Gerlacha, stal to najprawdopodobniej 4H13, i tu pojawiła się obawa, co takie coś ruszy. Kiedyś czytałem, że chlorek żelaza da radę. Kupiłem, więc magiczne żółte kuleczki.
Po rozpuszczeniu w słoiku woda zrobiła się jasno rdzawa.
Nóż wypolerowałem gumówką i filcem z pastą. Ponieważ był wygięty na czubku musiałem go przeklepać i na końcu pozostał nierówny. To z tego powodu, że klepałem dziadowskim młotkiem na nierównej powierzchni. Jak trawiłem to w tych miejscach lekko mi werniks zdarło, ale do przeżycia.
Wzór taki tam bez znaczenia to i tak miał być eksperyment. Trzy noce po dwie godziny i gotowy wzór, nożyk zabezpieczony z drugiej strony poszedł do chlorku.
.
Po 60 minutach pozostawiłem jeszcze na 20 minut i tu był błąd, trochę podtrawiło. Trawienie delikatne z zabarwieniem ciemno-grafitowym. Duży plus to zapach, a właściwie jego brak, jak jechałem kwasem to na drugi dzień gardło szczypało.
Po rozpuszczeniu w słoiku woda zrobiła się jasno rdzawa.
Nóż wypolerowałem gumówką i filcem z pastą. Ponieważ był wygięty na czubku musiałem go przeklepać i na końcu pozostał nierówny. To z tego powodu, że klepałem dziadowskim młotkiem na nierównej powierzchni. Jak trawiłem to w tych miejscach lekko mi werniks zdarło, ale do przeżycia.
Wzór taki tam bez znaczenia to i tak miał być eksperyment. Trzy noce po dwie godziny i gotowy wzór, nożyk zabezpieczony z drugiej strony poszedł do chlorku.
.
Po 60 minutach pozostawiłem jeszcze na 20 minut i tu był błąd, trochę podtrawiło. Trawienie delikatne z zabarwieniem ciemno-grafitowym. Duży plus to zapach, a właściwie jego brak, jak jechałem kwasem to na drugi dzień gardło szczypało.
Jak na pierwszy raz może być. W ten sam dzień przerobiłem trochę rączkę, a że była już jedenasta w nocy to spontan nie wypalił
Tłuszcz do skór wersja pierwsza
łój w dawnych wiekach był wykorzystywany przez naszych przodków min. do impregnacji i konserwowania skór licowych, ja również postanowiłem wykorzystać to mazidło.
Sytuacja się nadarzyła, kiedy kupiłem jagnię i trzeba było je oprawić. Znalazłem tam masę takich tłuszczowych grudek, może dla tego, że bite było na jesień? Łoju wyciąłem, około kilograma, czystego bez tkanek i włókien. Łój to czysty tłuszcz. Nie słonina, zrozumiałem to jak zacząłem topić na lekkim ogniu. Z 1, 2kg łoju wyszło około 1litr czystego jasno żółtego tłuszczu. Powszechnie znanych skwareczków było niewiele.
Łój nadaje się do końcowego procesu garbowania, na skóry raczej sztywne, bardziej odporne na rozciąganie, bo nie wiąże się chemicznie z tkanką skóry na stałe, jak tłuszcze nienasycone(tran). W dawnych wiekach łój stosowano również, jako paliwo w kagankach i pochodniach. Do konserwacji blach, noży, broni. I może czegoś tam jeszcze.
Moim zamiarem było zrobienie trzech gatunków o różnym przeznaczeniu, z tym, że bazą miał być łój barani i wolowy. Pierwsza z woskiem, olejem i lanoliną do skór na paski i rzemienie. Druga z woskiem, lanoliną i terpentyną do drewna i trzecia wodoodporna z smolą bukową, dziegieciem i terpentyną do konserwacji butów skórzanych.
Pierwszą mieszankę mój tłuszcz do skór, już przetestowałem, nakłada się świetnie, po wyschnięciu, około 12 godzin trzeba wyszczotkować. Super odświeża starą skórę, nadaje jej połysk i lekką elastyczność, pogłębia kolor. Najistotniejsze, że podczas użytkowania lico pozostaje gładkie z połyskiem i nie pojawiają się pęknięcia.
Drugą mieszankę stosowałem od dawna, przy produkcji pochew do mieczy, z konstrukcją drewnianą. Drewno przykleja się do skóry albo raczej przylepia i bardzo dobrze trzyma, pomaga to podczas szycia i eliminuje konieczność stosowania klejów syntetycznych.Nadaje się również na drewniane rękojeści noży, szczególnie kuchennych, te trzeba często myć.
Tak sie zaczeło 2002 rok
Zaczęło się dawno temu, w roku 2002. Z własnej inicjatywy próbowałem z złomu mosiężnego i brązu odlać sprzączkę. W tym czasie nie interesowało mnie czy model jest historyczny czy nie, ważna była technika. Pierwsze próby były nieudane, wybuchały, miały masę różnych wad. Kilka razy wybuchał mi tygiel, ponieważ mosiądz gwałtownie paruje w temp około 1060 stopni, czy jakoś tak. Nigdy nie zajmowałem się pomiarem temperatur, bo przecież w średniowieczu odlewnicy też nie mieli aparatury do pomiaru. Wszystko chciałem robić na oko, tak jak w dawnych wiekach.
I zbudowałem pierwszy piec, szamot i glina, taki sam tylko trochę zmodernizowany stosuję do dzisiaj.
Tygiel na początku szamotowy, teraz stalowy wyłożony masą ogniotrwałą, ale w szamotowym też czasami coś odlewam, tylko są bardzo kruche t lubią się rozlecieć. Piec opalałem na początku tylko węglem drzewnym, dzisiaj koksem i węglem drzewnym, który jest niezastąpiony, pomimo swej ceny i szybkiego znikaniaJ
Nadmuch elektryczny, nie mam miejsca na miech i pomocnika lub ucznia, który by cały czas pufał i dmuchał.
Odlewam ze złomu, mam go trochę zapas na kilka ładnych lat. Jest to głównie mosiądz i brąz i kompletnie mi nie przeszkadza mieszanie go, z tym, że większość daję mosiądzu, bo jego mam najwięcej i chcę równomiernie go zużywać. Co do historyczności takich odlewów to mówię, że odlewam z stopów miedzi, bo tak jak w średniowieczu nikt nie kupował w Hutmenie ściśle określonego składem surowca w kąskach tak i ja dzisiaj leję, z czego popadnie.
Po pewnym czasie doskonaliłem całą technikę, ale nie chodzi o piece oporowe czy inne cuda próżniowe, tylko umiejętności. Żeby patrząc na metal wiedział, kiedy go oczyszczać, kiedy lać, jak lać, z jaką prędkością, jak przygotowywać formy, jaka wilgotność, i takie tam inne cuda. Cała nauka trwała kilka lat, i dzisiaj się jeszcze uczę, potrafię już odlewać coraz mniejsze detale, co jest dla mnie niebywałym sukcesem. Czasami się jeszcze zdarza, że mam partię gdzie 80 procent odlewów jest do ponownego przetopienia, czyli buble, a czasami to 100% dobre, wtedy skaczę jak dziecko i cieszę się jak maluch z lizaka. Cały czas traktuję to, jako naukę, pasję i w związku z tym nie mogę zapewnić 100% dostępność wszystkich moich wzorów, ale nie jest to moim celem i nie przejmuję się tym.
Metoda odlewnicza stosowana przeze mnie była dość popularna w odlewniach średniowiecznych. Chociaż znalazłem zapiski świadczące, że w taki sposób odlewano w Chinach bilon chi'en.
Metoda grawitacyjna, siła ciężkości płynnego metalu wciska go w formę, bo taką stosuję polegała na odlewaniu sprzączek i innych detali połączonych w tzw. drzewka, czyli modele były połączone kanalikami, co pozwalało na jednoczesne odlewanie kilkunastu sztuk jednorazowo. Takie formy były wykonane z różnych mas formierskich mniej trwałych lub ceramicznych, tych najwięcej zachowało się do dzisiaj. Niekiedy formy były łączone warstwowo, czyli spód jednej był zarazem wierzchem następnej, takie formy ceramiczne zostały opisane min.
Buckles 1250-1800 Ross Whitehead i Dress Accessories 1150-1450.
Byłem ostatnio w Raciborzu i tam w muzeum jest fragment takiej formy, wyrytej w kamieniu.
Wyroby odlewane metodą grawitacyjną były mniej dokładne niż odlewy odśrodkowe (np. na wosk tracony). Z tego powodu wymagały dodatkowej obróbki, czyli cyzelowania, dokładność cyzelowania, które było czasami bardzo żmudne i pracochłonne zależała od przeznaczenia wyrobu i zasobności portfela klienta. Najczęściej jednak sprzączki przeznaczone do ubiorów mieszczan były obrabiane i zdobione mniej dokładnie i niejednokrotne nosiły ślady rys po pilnikach. Wyroby przeznaczone dla warstw bardziej zamożnych poddawano bardzo dokładnej obróbce cyzelskiej i stosowano przy tym różne techniki, co dokładniej opisuję w temacie zdobienie blachy i obróbka wykańczająca odlewów.
Nowe Buty
I w końcu mam nowe buciki, skóra naturalna, oczywiście jucht. pasują idealnie, w nowym sezonie będzie więc co testować.
Było trochę czasu to zająłem się tematyką konserwacji, impregnacji naturalnej skóry.
Wcześniej stosowałem do zabezpieczeń moją mieszankę, lanoliny, oleju lnianego, wosku pszczelego i terpentyny. Po jakimś czasie zauważyłem, że olej lniany polimeryzuje, wcześniej jełczeje, strasznie przy tym śmierdzi. Taki dodatek nie wchodził w grę.
W średniowieczu powszechnie stosowano łój do impregnacji lub końcowego garbowania skóry. Okazja pojawiła się, kiedy kupiłem małą łowieckę oczywiście oprawioną, wyciąłem cały łój i delikatnie przetopiłem, otrzymałem około 1 kg łoju baraniego, do tego kupiłem jeszcze łój wołowy.
Środek do impregnacji skóry zrobiłem z 2 rodzajów łoju, lanoliny, wosku pszczelego ( niewiele około 10 %), terpentyny, i oleju niejełczejącego. Po zmieszaniu wszystkich składników wyszła pasta konsystencji kremu, świetnie nakłada się na paski, po wyschnięciu i przepolerowaniu skóra wygląda super.
Dziegieć, to kolejny temat do rozważań, ja mam smołę bukową, pomieszałem ją z wyżej opisanym mazidłem w stosunku 5-1 i otrzymałem ciemno brązową pastę, doskonałą ponoć do impregnacji butów. Swoje już posmarowałem, poczekam na śnieg i sprawdzę jak się taka impregnacja zachowa. W średniowieczu smołę drzewną i dziegieć stosowany do impregnacji przed wodą obuwia, tkanin, drewna. Poza tym stosowany był, jako środek przeciw grzybiczny i na wszystkie zmiany skórne.
Moje pasy nie będę impregnował tym mazidłem bo trochę śmierdzą, chyba że na wyraźną proźbę klienta.
Dwa dni temu założyłem je i tu niespodzianka, skóra na dziurkach rozerwała się jak papier. Nie pisałem tego wcześniej, od razu nie podobała mi się skóra w pewnych miejscach. Ale sprawy nie przesądzam, Rokita nie garbował tej skóry, choć powinien dobierać gatunek 1 na buty za 400 złociszy i kroić jak trzeba. Dzisiaj odesłałem je do niego, zobaczymy, co dalej. A odnośnie impregnacji to przeszedłem się w nich z 500 metrów, i tak tam gdzie skóra wygląda jak bubel dwoina, czyli gąbka, woda zabarwiła skórę, czyli impregnacja nic nie dała, natomiast tam gdzie skóra wyglądała na ok nie było żadnego przebarwienia.
Maj 12ty 2012
Mineło masę czasu i buty jeszcze do mnie nie dotarły, dzwoniłem do Sławka i obiecał wyslać, no cóż ja też czasami tak działam, rozumiem.
23 lipiec 2012
Buty przeszły swoje 2 tygodnie chodzenia i dają radę tylko rzemienie się od razu pozrywały, za taką cenę to trochę wtopa. Ale jestem zadowolony. Dwa dni padał deszcz i nie przemokły, z zaimpregnowałem tylko raz łojem i dziegieciem. A i jeszcze na początku wydawały się być za ciasne i miałem obawę, że będą cisły, ale po kilku dniach się rozbiły i teraz pasują idealnie.
Było trochę czasu to zająłem się tematyką konserwacji, impregnacji naturalnej skóry.
Wcześniej stosowałem do zabezpieczeń moją mieszankę, lanoliny, oleju lnianego, wosku pszczelego i terpentyny. Po jakimś czasie zauważyłem, że olej lniany polimeryzuje, wcześniej jełczeje, strasznie przy tym śmierdzi. Taki dodatek nie wchodził w grę.
W średniowieczu powszechnie stosowano łój do impregnacji lub końcowego garbowania skóry. Okazja pojawiła się, kiedy kupiłem małą łowieckę oczywiście oprawioną, wyciąłem cały łój i delikatnie przetopiłem, otrzymałem około 1 kg łoju baraniego, do tego kupiłem jeszcze łój wołowy.
Środek do impregnacji skóry zrobiłem z 2 rodzajów łoju, lanoliny, wosku pszczelego ( niewiele około 10 %), terpentyny, i oleju niejełczejącego. Po zmieszaniu wszystkich składników wyszła pasta konsystencji kremu, świetnie nakłada się na paski, po wyschnięciu i przepolerowaniu skóra wygląda super.
Dziegieć, to kolejny temat do rozważań, ja mam smołę bukową, pomieszałem ją z wyżej opisanym mazidłem w stosunku 5-1 i otrzymałem ciemno brązową pastę, doskonałą ponoć do impregnacji butów. Swoje już posmarowałem, poczekam na śnieg i sprawdzę jak się taka impregnacja zachowa. W średniowieczu smołę drzewną i dziegieć stosowany do impregnacji przed wodą obuwia, tkanin, drewna. Poza tym stosowany był, jako środek przeciw grzybiczny i na wszystkie zmiany skórne.
Moje pasy nie będę impregnował tym mazidłem bo trochę śmierdzą, chyba że na wyraźną proźbę klienta.
Dwa dni temu założyłem je i tu niespodzianka, skóra na dziurkach rozerwała się jak papier. Nie pisałem tego wcześniej, od razu nie podobała mi się skóra w pewnych miejscach. Ale sprawy nie przesądzam, Rokita nie garbował tej skóry, choć powinien dobierać gatunek 1 na buty za 400 złociszy i kroić jak trzeba. Dzisiaj odesłałem je do niego, zobaczymy, co dalej. A odnośnie impregnacji to przeszedłem się w nich z 500 metrów, i tak tam gdzie skóra wygląda jak bubel dwoina, czyli gąbka, woda zabarwiła skórę, czyli impregnacja nic nie dała, natomiast tam gdzie skóra wyglądała na ok nie było żadnego przebarwienia.
Maj 12ty 2012
Mineło masę czasu i buty jeszcze do mnie nie dotarły, dzwoniłem do Sławka i obiecał wyslać, no cóż ja też czasami tak działam, rozumiem.
23 lipiec 2012
Buty przeszły swoje 2 tygodnie chodzenia i dają radę tylko rzemienie się od razu pozrywały, za taką cenę to trochę wtopa. Ale jestem zadowolony. Dwa dni padał deszcz i nie przemokły, z zaimpregnowałem tylko raz łojem i dziegieciem. A i jeszcze na początku wydawały się być za ciasne i miałem obawę, że będą cisły, ale po kilku dniach się rozbiły i teraz pasują idealnie.
Rodzaj szwu przy obszywaniu pochew
Rodzaj szwu stosowany przy dłuższych i krutkich pochwach.
Szyty na dwie nici, po obszyciu brzegi skóry lekko się wywracają chroniąc nić przed przetarciem.
Pas z Elbląga
Znaleziony ponoć w szalecie. Sprzączka i okucia to wszystko mam w planie, narazie zabieram się za male okrągłe rozetki. Zastanawiam się nad rozmiarem. zrobię chyba coś okolo 10mm. Te większe w środku będą mialy coś okolo 35mm.
Rozetki okrągłe były bardzo popularne, zrobię taką na pas tylko w wersji większej. Coś na wzór nagrobka Bolesława III z Legnicy XIVw., albo Duke Heinrich XIV
Pas Bolesława III z Legnicy 1352r
Nowy projekt to pas Bolesława III z Legnicy nagrobek z 1352 roku. Pas będzie szeroki na 40mm.
Pierwsze rozety wyrepusowane XIV -XVw. , jest to uniwersalna rozeta, można do niej nitować blaszki kwiatowe albo pozostawić sam gładki nit:
Rozety będą mocowane na jeden nit i tu chyba będzie nit 3 lub 4 mm. Podkładki od spodu będą miały średnicę około 8-10 mm. Belki poprzeczne są dopiero w fazie planowania.
Podobne okrągłe rozety mozna zauważyć na innych pasach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)